Kopsnij pan szluga!

Od prawie trzech lat obowiązuje zakaz palenia w miejscach publicznych.

Jako niepaląca bardzo się cieszę, że mogę koło południa skoczyć do kawiarni i potem chodzić resztę dnia w tych samych, nieprześmierdłych ciuchach. Wieczorem wybierając się do knajpy, nie muszę zastanawiać się, czy jest sens myć włosy i wkładać świeżą bluzkę, które zaraz i tak będą do mycia / prania. Na koncercie nie muszę odskakiwać od spontanicznych gestów rąk dzierżących knoty ani kaszleć pół nocy po powrocie z klubu (mam astmę i dym raczej mi nie służy). Może już nigdy nie będę załamywać rąk nad nowymi spodniami z wypalonymi dziurkami od popiołu. I tak dalej, i tym podobne.

I to koniec oczywistej części o oczywistych korzyściach niepalenia.

Bo ja zazdroszczę palaczom.

Nie czarnych płuc i żółtych zębów, ale …. czasami mają lepiej.

A choćby taka banalna sytuacja. Stoją sobie ludzie na przystanku. Grudniowy wieczór, zimno, w nosie tworzą się stalaktyty. Koksowników niet. I nagle trach! ognik zapalniczki lub, rzadziej, zapałki. Mikrosekunda ciepła. A potem kilka minut ciepłego dymu prosto do płuc.I wydmuch, strumień ciepła przez usta, otaczający nos, i policzki. Nie wiem, czy to faktycznie rozgrzewa, ale samo wyobrażenie podwyższa temperaturę.

Dwa, kwestia stylu. Ileż się człowiek nakupuje dodatków, namota sobie tych chust, ozdóbek, okulary zmienia, nakrycia głowy. Wszystko, żeby wyglądać różnie, modnie, by nastrój wyrazić i poprawić. A taki palacz ma łatwiejsze życie. Bo zależnie od potrzeb można być: seksownym wampem, tajemniczą femme fatale, knajackim cwaniaczkiem, rockmenem, a nawet mechanikiem (pet przyklejony do kącika warg). Można roztaczać aurę pośpiechu, rozleniwienia, filozoficznego spokoju, zadumy, erotycznego podtekstu (ach te skojarzenia z długim i okrągłym przedmiotem w ustach) i stresu. Palić z wyższością, potajemnie, buntowniczo, zamaszyście, ukradkiem. Zależy jak trzymasz papierosa, jak się zaciągasz i wydmuchujesz dym. Stajlowe rewolucje za kilka złotych.

Jak to jest, że w jakiejkolwiek pracy zawsze znajdzie się przerwa ‚na fajkę’. Ba, przerwY. Nikt nie robi o to afery, że to tak naprawdę ileś minut nieróbstwa, że zajmuje czas, w którym można by zrobić coś pożytecznego (i opłacalnego, z punktu widzenia firmy). Czas na fajkę jest niemal świętym immunitetem, rytuałem, w którym nie wolno przeszkadzać wyznawcom. A ile osób taksuje niechętny wzrok szefa, gdy chciałby spokojnie przegryźć kanapkę. Kawa? Biegiem do i z automatu i do biurka, przecież możesz, siorbiąc, wbijać cyferki w Excela. Owszem, bywają przerwy na lunch, ale palacze mają te dodatkowe minut więcej – płatne! – ciekawe, czy ktoś policzył, ile godzin w tygodniu na to wychodzi. Znajomy miał marzenie, żeby móc wyjść się po prostu trochę przejść, bo była ładna pogoda. Niedługo, kilka minut, tyle co innym zajmuje wypalenie trzech papierosów. Po „ojcowskiej rozmowie” z kierownikiem więcej nie próbował. Zacząć palić jednak nie zamierza.

Przegrzana maszyna potrzebuje odłączenia na moment. Przeładowany komputer się zawiesza, można go też ‚zamrozić’, gdy nie jest akurat potrzebny. Spróbuj się tak zawiesić na parę minut. Pogapić w dal, może pomodlić się albo pomedytować. Zakład, że za chwilę ktoś zacznie irytująco machać Ci ręką przed oczami, pstrykać palcami, napominać ‚nie śpij!’ albo pytać, o czym tak myślisz. A teraz zrób to samo z papierosem. Nikt o nic nie pyta, nikt Cię nie rusza, bo przecież COŚ robisz. Palisz. Z każdym wdechem i wydechem przepływają przez Ciebie czas i myśli, niemal widoczne w rytmie dymu. Przy papierosach powstały pewnie plany podboju świata, przemeblowania pokoju, zmiany koloru włosów czy choćby ułożenie mentalnej listy zakupowej. Nie bez kozery Churchill palił cygara, Szymborska i Chmielewska dymiły jak elektrociepłownia a Borewicz po przerwie na papierosa miał koncepcję rozwiązania sprawy. Indianie w dymie odczytywali znaki, może to jakoś przetrwało?

Skoro mowa oIndianach, skojarzenie z fajką pokoju narzuca się samo. O godzinę już nie ma sensu pytać, bo każdy ma komórkę, czytelnictwo tak spada, że odrywanie od lektury pytaniem ‚co czytasz’ jest niegrzeczne. Jak inaczej można kogoś zagadać? Prosząc o tytułowego szluga bądź ogień. A jak nam się istota na przykład płci przeciwnej (piszę „na przykład”, bo w dzisiejszych czasach są różne opcje i (dez)orientacje) spodoba, można rozwinąć to w dwustopniową zabawę: najpierw papieros – szybkie spojrzenie, może uśmiech, potem ogień -ach, jacy jesteśmy roztrzepani – i już pole do zagadania. Proste?

Poza tym, mimo kryzysu, palacz zawsze znajdzie te kilkanaście złotych na paczkę fajek. Bez skrupułów. A ja zastanawiam się, czy raz w tygodniu kupić sobie gazetę wartą nieraz połowę wartości paczki.

Zdrowie? Zobaczcie, jak wszyscy się trzęsą nad palaczami. Ile kampanii, programów, reklam. Nieraz aż zazdroszczę temu panu z gumą nicocośtam albo plasterkiem. Pożuje człowiek, zaklei się i jaki szczęśliwy. Jaka satysfakcja z poprawy wyników zdrowotnych, szybciej biega, mniej kaszle, spadają mu różne zagrożenia. A człowiek niepalący może dostrzegać tylko pogorszenie zdrowia. Ech, jak o tym synu marnotrawnym..

To jak, może jednego? A nie, jednak podziękuję. Ty płać i się truj, a ja powdycham. 😉

11 myśli w temacie “Kopsnij pan szluga!

  1. Świetnie napisane, ciekawe spojrzenie na sprawę 😉 ja jednak też z tych, co odmawiają sobie tych wielu korzyści i papierosów nie palą ;). Trzeba jakoś z tym żyć… 😀

    Polubienie

  2. Swietny tekst! Podoba mi sie twoje spojrzenie na sprawe 🙂 Jako byla palaczka (to juz 10 miesiecy bez szluga!) smiem twierdzic, ze to wcale nie takie fajne. A przerwy sa wymuszone, bo nikotyna wzywa. Jak przestalam palic, a moje kolezanki wychodzily na „szybka” fajke, na 20! minut, to tez zaczelam wychodzic. Mowilam, ze ide na papierosa, ale tak naprawde to szlam „na obchod” odwiedzac znajomych i podopiecznych.

    Ale zakaz palenia w knajpach to cos wspanialego, musze przyznac. Nawet kiedy jeszcze palilam, odczuwalam plusy tego zarzadzenia.

    Polubienie

  3. Ciekawe spojrzenie na palenie! Papierosy to fakt – integrują bardziej, czy w pracy, czy np. na studiach. Ale tak jak teraz widzę wśród znajomych coraz więcej osób rzuca palenie. Ja nie palę i jest mi z tym dobrze. Plusy niepalenia wygrywają na plusami palenia 😉

    Polubienie

  4. Cóż, owszem, palenie ma niewątpliwe zalety (poza samą nikotynką heheheh), ale jednak po iluś tam latach palenia przestają się aż tak bardzo liczyć 😉 Obecnie wiele innych rzeczy zastępuje mi typowe dla frajdy z palenia przeżycia 😀 Inna sprawa, że jednak trzeba sobie trochę popalić, żeby naprawdę docenić korzyści z niepalenia 😀

    Kiedyś namiętnie flirtowałam „na papierosa”, a teraz chyba już stara baba jestem, ale mnie to niespecjalnie kręci 😀 Papieros to łatwizna. Bądź wampem bez, rozluźnij się bez i zamyśl filozoficznie bez 😀 A na przystanku zawsze można mieć jeszcze ciepłą kawę 😀

    Polubienie

  5. Hihi. Oczywiście tekst jest z przymrużeniem oka, tak naprawdę wcale nie zazdroszczę palaczom, nie chciałabym tak tracić kasy ani zdrowia. Też zdarzało mi się wychodzić z palącymi znajomymi, żeby po prostu pogadać.

    Gratuluję wszystkim, którym udało się rzucić nałóg 🙂

    Polubienie

  6. Pingback: Przegląd tygodnia 3/10 | Life Manager-ka

  7. Jestem przykładem absolutnego wroga palenia. Nigdy nie miałam papierosa w ustach i nie zamierzam. Zakaz palenia w miejscach publicznych to dla mnie wybawienie. Nieraz znajomi wyprowadzali mnie z pubu bo ja od dymu nie mogłam otworzyć oczu, po prostu mi je wypalało. Teraz – bajka, żadnych śmierdzących ciuchów i oczy nie szczypią:) Jedyny pozytyw jaki widzę w paleniu to taki, że palacze zawsze szybciej się integrują w pracy, na studiach itp- bo wyjście na fajkę zawsze jest okazją do pogadania i dalej już samo się kręci. Mimo to również nie skorzystam i zostanę przy swoim:)

    Polubienie

  8. Co do prawa świętego dymka, pracując przy obsłudze imprez (tzw. kelnerka weselna) nauczyłam się palić, by móc wychodzić na przerwy. Inaczej mogłam o nich zapomnieć. (Paliłam wcześniej, ale krótko i nie miałam chęci do tego wracać.) Lenistwo i chęć przycupnięcia w tym bałaganie wzięły górę nad zdrowym rozsądkiem.

    Polubienie

  9. Nie palę, nie paliłam i nie mam najmniejszej ochoty palić. Niemniej, tak jak Ty dostrzegam pewne absurdalne korzyści – towarzyskie dajmy na to. Ileż to plotek, pogaduszek, podrywów miało miejsce w szkole i później w pracy właśnie na papierosku.
    I faktycznie to taki usankcjonowany rytuał relaksu – jak ja stoję na korytarzu firmowym i gapię się w okno (oczy mi się bardzo męczą przy komputerze), to zaraz ktoś zaczepi, że czemu tak bez sensu się gapię 😉

    Polubienie

Dodaj komentarz