Jakieś 20 lat temu latem, nad jeziorem. Zbliżają się moje imieniny, mama pyta, co chcę dostać.
„Taki zespół Hey jest, pisany przez ‚y’. Nie wiem, którą kasetę, bo wydali dwie. Może obie? Wtedy już o nic nie poproszę na urodziny” – proszę chytrze. Mama się nie zgadza, więc decyduję się na pierwszą chronologicznie kasetę „Fire”.
Imieniny. Odpalamy z bratem kaseciaka. Niecierpliwe oczekiwanie, aż zacznie się piosenka. Czy spodoba mi się ten zespół? Czy nie pożałuję swojej decyzji, podjętej na podstawie kilku piosenek zasłyszanych w radiu?
I wtedy usłyszałam ten utwór.
Hey został ze mną na zawsze. Każda piosenka to inny kawałek mojego życia, jakiś jego moment, wzruszenie. Niemal coroczne chodzenie na koncert, aż znam setlistę na pamięć, rozczarowanie: odejściem Piotra Banacha, zmianą chropawego brzmienia i sposobu śpiewania Nosowskiej. Radość nową płytą (Do rycerzy, do szlachty, do mieszczan).
Ścieżka dźwiękowa mojego życia.
A zaczęło się od tego riffu. Strona pierwsza, utwór 1 „One of them”
Uwielbiam Hey, ale wlasnie najbardziej ten stary. Nie jestem taka wierna fanka jak ty 🙂
PolubieniePolubienie
No ja też długo żyłam nadzieją, że wróci ‚stary Hey’. Na szczęście zawsze ma się stare kasety/płyty i można posłuchać, nawet jak Nosowska nie lubi ich śpiewac na koncertach.
PolubieniePolubienie
Kasety? To ty masz jeszcze na czym ich sluchac? 😉
Moje tez gdzies tam jeszcze leza…
PolubieniePolubienie
Mam, specjalnie wybrałam taki odtwarzacz, żeby był na CD i kasety 🙂 Ale powoli, jeśli mogę, uzupełniam na wyprzedażach wersje CD tych kaset, na których mi zalezy szczególnie.
PolubieniePolubienie
to nie mogło być 20 lat temu! Nie wierzę…..:)
PolubieniePolubienie
Czemu? 😉
PolubieniePolubienie